Pieniądze na operację 13-sto letniej Kingi wpływały przez cały czas podróży pana Jacka. Łącznie w zbiórkę włączyło się 780 osób. Choć udało się zebrać połowę środków potrzebnych do opłacenia operacji, to pan Jacek, organizator zbiórki, jest dobrej myśli. A jak podsumowuje czas niełatwej wyprawy? Przyznaje, że na trasie Świnoujście Hel bywało ciężko.
- Padło pytanie czy mam kryzysy. Pewnie, że mam. Zwłaszcza ta pora. Ale na kryzys najlepszy jest drugi człowiek spotkany po drodze. SMS, telefon. Czyni cuda - mówi Jacek Balcerak.
Po drodze nie brakowało "przygód".
- Chciałem trochę trudu? To mam. Odcinek pomiędzy Łazami, a Dąbkami, grząskim piachem skutecznie pozbawił, niewątpliwe uroki morza, trudem jaki musiałem włożyć w jego przejście. Awaria wózka była gwoździem. Szedłem jak parowóz, któremu palacz zapomniał węgla dosypać. Podejmując się tej akcji, wiedziałem, że będzie trudno i dlatego ją wybrałem - relacjonował w czasie Jacek Balcerak.
Na szczęście czasem i wiatr sprzyjał - przynajmniej częściowo.
- Mimo bardzo wietrznej pogody, energia buzowała. Morze bardzo wzburzone, stalowe z pieniącymi się białymi bałwanami. Lubię takie. Ilekroć przechodziłem ten odcinek, plaża zawsze była szeroka, tym razem woda zabierała sporo terenu. Znów trzeba było się wspinać w poszukiwaniu suchego lądu - opisuje Jacek Balcerak. - Dobrze, że miałem wiatr w plecy, trochę pomagał, ale i irytował. Mój wierny druh, wózek wspomagany wiatrem, popędzał mnie, pukając rączkami w tył kolan. Pykał i pykał. Jak w markecie klienci wózkiem.
To może cię zainteresować
Jednak te 12 dni pokazało również, że wiele osób ma w sobie chęć pomocy.
- 12 dni opowieści o Kindze, drodze, odczuciach, radościach. Bardzo dziękuję wszystkim za obecność podczas wędrówki. Towarzystwo bardzo często było tym dodatkowym podmuchem wiatru w plecy, takim który czyni marsz łatwiejszym, bo przecież bywało grząsko - mówi Jacek Balcerak. - Wielkie ukłony dla grupy witających mnie w Helu. To było coś pięknego. Takie chwile zostają w pamięci. Długo. Wspólnota ludzi dobrych. Dziękuję tym wszystkim których spotkałem po drodze. Każdy odcisnął w mojej pamięci pozytywny, niezbywalny ślad. Jeśli chodzi o zbiórkę - jeszcze brakuje, ale nic. Walczymy dalej.
Dziewczynka ma 13 lat i cierpi na artrogrypozę – wrodzoną sztywność stawów. W ciągu 13 lat przeszła trzynaście operacji – stopy, kolana, kości udowe, piszczel. To bardzo dużo, ale nie wszystko... Do tego wszystkiego dochodzi skolioza i lordoza. Po drodze przydarzyła się jeszcze sepsa.
To może cię zainteresować
- Mimo sporego doświadczenia w sytuacjach bolesnych jest dziewczynką która z pokorą przyjmuje cierpienie. Jest uśmiechnięta i mam wrażenie trochę pogodzona z losem. Podczas długich pobytów w szpitalach staje się ulubienicą personelu. Rozsiewa dobrą aurę i ma tajemną moc sprawczą która powoduje, że dobro przekazane Kindze wraca do darczyńcy z podwójną siłą. Wiem, doświadczyłem - opowiada Jacek Balcerak. - Wydawało się, że Kinga do końca życia skazana jest na nierówną walkę z chorobą. Chorobą, która czyni jej życie nie dość, że pełne bólu, to jeszcze zależne od innych. Świat oglądany z perspektywy wózka jest znacznym ograniczeniem. Kiedy lekarze rozkładali ręce z bezsilności wobec choróbska pojawiła się nadzieja. Kinga może stanąć na nogi. Co to może znaczyć dla dziewczynki wkraczającej w dorosłe życie? Samodzielność. Życie bez bólu, cierpienia. To wszystko prawie na wyciągnięcie ręki.
Na wyciągnięcie ręki jest operacja, ale nie środki na jej opłacenie.
- Nowatorska operacja w Polsce i wszystko stanie się inne. Proste? Nie. Proste być powinno ale świat nie jest bajką - mówi Jacek Balcerak. - Kinga potrzebuje na operację ponad 350 000 zł. Dla rodziców jest to niewyobrażalna kwota. Brakowało jeszcze 114.000 zł. Postanowiłem, że zorganizuję zbiórkę, by jeszcze w listopadzie operacja mogła się odbyć.
To nie pierwsza zbiórka dla Kingi, jaką zorganizował pan Jacek.
- Dla Kingi, w sierpniu, przepłynąłem Wisłę kajakiem - mówi Jacek Balcerak. - Jako, że jestem amatorem czekało na mnie 960 km walki z wodą, słońcem, deszczem, wiatrem, komarami, wyczerpaniem, noclegami w namiocie w przypadkowych miejscach i zapewne wieloma innymi niespodziankami. Dałem radę. Bolało, ale Kingę boli bardziej
.
Podczas pierwszej wyprawy udało się zebrać część środków, ale do uzyskania pełnej kwoty trzeba się było jeszcze stawić.
- Przepłynięcie Wisły, to jednak mało. Brakowało jeszcze 140 tys. zł, więc postanowiłem, że przejdę dla niej wybrzeże Bałtyku. Całe 12 dni kolejnej walki. Tym razem było znacznie chłodniej - mówi pan Jacek.
Wędrówka pokazała jak wiele osób wspiera tę akcję i chce się przyczynić do realizacji największego marzenia Kingi - odebrania świadectwa ósmej klasy na własnych nogach. Jednak wciąż do osiągnięcia celu brakuje 70 tys. zł. Wyprawa skończyła się, ale zbiórka trwa dalej, więc i nadzieja na operację zostaje.
Kingę można wesprzeć na stronie https://www.siepomaga.pl/postawmykingenanogi.
Bądź na bieżąco i obserwuj:
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?